Kilka tygodni poza Rosją, gdy w ręce wpada mi Ruski ekstrem do kwadratu. Co zostało z
mojej miłości do Moskwy. Moskwę Boris Reitschuster przedstawia nie tylko
jako miasto, ale także jako centrum dowodzenia wszechświatem… rosyjskiej
rzeczywistości. Jeszcze nie spędziłam 15 lat w Rosji. Miałam natomiast
styczność z wieloma z opisywanych realiów. Czytając Ruski ekstrem często śmieję się do rozpuku, chociaż, gdy ja byłam
bohaterką danego wydarzenia w rzeczywistości nie zawsze było mi do śmiechu.
Niektórym może wydać się, że Pan Boris wyolbrzymia. Niewątpliwie, jako
korespondent, posiada talent pisarski. Kto zatrzymał się jednak w tym bezkresnym
kraju na ciut dłużej, wie, że nie jest to aż taka znowu przesada.
Poniżej przytaczam kilka fragmentów z książki. Na zachętę!
Kto nie lubi nudy – zapraszam do Rosji!
„Zasyczało i drzwi zamykają się z trzaskiem. Uff, przycięło
tylko płaszcz, a żadnych części ciała. Oddycham – żadna to przyjemność dla
moich sąsiadów, których twarze oddalone są od mojej o całych dziesięć
centymetrów. „Dzięki Bogu, umyłem zęby” – przelatuje mi przez głowę. Nos
podpowiada mi, że nie wszyscy pasażerowie mogą powiedzieć to samo o sobie.” S.
65
„Składając zamówienie, bez większego zastanowienia podałem
adres mieszkania, do którego świeżo się wprowadziłem – Krutizkij Wal, dom numer
3, budynek numer 2. Biedny dostawca nie miał żadnych szans: nie tylko dlatego,
że budynek ten wcale nie stoi przy ulicy Krutizkij Wal, ale jeszcze gorzej – z
tej ulicy w ogóle nie można do niego dotrzeć, a w każdym razie nie samochodem.
Sęk tkwił w tym niepozornym sformułowaniu „budynek numer 2”. Sugerowało ono, że
chodzi o dom stojący w drugim rzędzie za budynkiem głównym, który zgodnie z
zasadami logiki powinien mieć wypisany numer 1, ale nie miał. Możliwe, że
wszystkim wydawało się to oczywiste.
Czytelnik powie: ależ to pogmatwane. Z ręką na sercu czy
raczej na papierze – gdy się o tym czyta, jest to mniej pogmatwane niż wtedy,
kiedy stoi się nie wiadomo gdzie, bez urządzenia nawigacyjnego. W moim
przypadku w szeregu stało siedem budynków, trzy z numerami obok siebie – między innymi budynek nr 3,
budynek nr 3C i budynek nr 2. Między moim domem przy Krutizkij Wal 3, budynek
numer 2 a budynkiem głównym – czyi Krutizkij Wal 3, budynek numer 1 – z
niewyjaśnionych przyczyn stał jeszcze dom z adresem Simonowskij Wal 3. Trzeba
chyba odbyć cztery semestry geografii na Uniwersytecie Moskiewskim, żeby nie
stracić tu orientacji.
Po kilku gorzkich doświadczeniach, składając każde
zaproszenie albo zapraszając do siebie przyjaciół, zacząłem udzielać
dodatkowych instrukcji. Po podaniu oficjalnego adresu natychmiast dorzucam:
„Przez podaną w adresie ulicę nie da się dojść do mojego domu. Należy wjechać w
ulicę Dubrowki i udać się pod dom numer 1. Stojący naprzeciw niego budynek to
jest mój dom i właściwie powinienem mieć adres Dubrowki 1/2. Ale proszę mnie
nie pytać, dlaczego tak nie jest.”
(…) Pociechę znalazłem u towarzyszy niedoli, którym wiodło
się jeszcze gorzej. W internecie jakiś moskwianin skarży się, że na ulicy
Akademik-Jangel na południu stolicy jest 15 różnych budynków i domów, które
mają tylko jeden numer – 14. Dziennikarka Jekaterina Lebiediewa w „Komsomolskoj
Prawdie” opisuje, jak w dzielnicy Ismajlowo po prostu zwariowała podczas
poszukiwania domu numer 12 przy ulicy Parkowej 15. Znalazła wprawdzie domy z
numerami 8, 10, 16, i 18, ale 12 i 14 jakby zapadły się pod ziemię. „Numer 12 w
rzeczywistości ma numer 119” wyznał jej jeden z mieszkańców. (…) To chyba z
powodu mojego niemieckiego ograniczenia na początku pobytu w Rosji bardzo
denerwował mnie ten system adresowy. Nawet więcej – byłem na tyle złośliwy, że
za tym trzymaniem się tajemnic węszyłem strach przed szpiegami pochodzący z
błogich sowieckich czasów. Skoro rodzimy Rosjanin nie potrafi odnaleźć
właściwej drogi, to co miałby tu począć agent amerykański? (…) Krótkowzrocznie
nie zauważyłem, że ten zamęt z adresami stanowi wynik wzrostu gospodarczego
Rosji, na który możemy spoglądać z zazdrością.” S. 71-73
„W biały dzień wyrzutnia wtoczyła się lekkim na ciągle
niewyasfaltowaną wiejską drogę. (…) … żołnierz prowadzący pojazd zatrzymał się
naprzeciwko sklepu.
- Wszedł, kupił jedzenie i dwie butelki wódki, przy czym już
był pijany – relacjonuje sprzedawczyni Jelena Kulakowa, a jej przyjazna twarz
nadal pozostaje sina z potwornego przerażenia, podobnie jak u kierowcy wyrzutni
sławnej Armii Czerwonej po intensywnym spożyciu narodowego trunku, który
niegdyś w czasach wojennych rozdawano po sto gramów na głowę dla dodania
waleczności.
Ojczyzna może spać spokojnie, bo tego typu sceny da się
obejrzeć tylko w internecie, na stronie opozycyjnej stacji RTVi, do której w
samej Rosji ma dostęp tylko niewielki ułamek jej mieszkańców. Aby wzmocnić do
głębi antyrosyjskie nastawienie swojej telewizji, ci antypatrioci pokazują
dodatkowo film nagrany telefonem komórkowym. Można na nim zobaczyć, jak
mężczyzna w mundurze polowym z dużym trudem i butelką w dłoni podejmuje
rozpaczliwe próby wdrapania się do kabiny czołgu. Zgoda, film dokumentuje
jednoznacznie trudną walkę z siłą ciążenia. A przedmiot przypomina kształtem
butelkę wódki. Ale może żołnierz ten cierpiał po prostu na ogólne wyczerpanie
po całym dniu ciężkich manewrów? A rzekoma butelka wódki – może była wypełniona
sokiem?
Następnie na filmie widać, a przede wszystkim słychać, jak
wyrzutnia zderza się z częścią okolicznych zabudowań, a żeńskie głosy piszczą w
niebogłosy, niekoniecznie z radosnego podniecenia. Można podejrzewać, że to
mieszkańcy wsi, których niemożliwa ciekawość przypomina cechującą paparrazich
żądzę filmowania, za sprawą swych nieopanowanych pisków, wyprowadzili kierowcę z
równowagi, tak że przy skręcaniu kilkudziesięciotonowym pojazdem delikatnie
staranował dom, a potem jeszcze zaczepił trochę o sklep spożywczy.” S. 150-151
„(…) mój hotel (…) Szorstki urok
personelu (cynicy powiedzieliby, że personel jest nieprzyjazny). Obsługa
subtelna i dyskretna (gdyby doszukiwać się cech niekorzystnych, można by
powiedzieć, że zauważa gościa najwcześniej wtedy, gdy ten właśnie decyduje się
wyjść). Ponadto nie narzuca się ze swoim pośpiechem i nie szczędzi dłuższych
przerw, kiedy na przykład po zjedzonym deserze gość czeka na rachunek. Źli
ludzie interpretują to zachowanie jako ospałe.” S. 152
„W kuchni wzbudza strach każdej pani domu, w sałatce jest
koszmarem każdego gościa restauracji, a w hotelu nieszczególnie przyczynia się
do spokojnie przespanej nocy: ordynarny karaluch, w przeciwieństwie do psa lub
kota, niekoniecznie należy do najbliższych przyjaciół Homo sapiens. A jednak
zdaje się, że nie tylko czworonogi jak w dawnym ZSRR są wszechobecne, również
sześcionogi wchodzą w skład stałego inwentarza w wielu miejscach między
Władywostokiem a Kaliningradem.” S. 155
„Według aktualnej ankiety dziennika „Ogoniok” sześćdziesiąt
procent Rosjanek nie widzi sensu w intymnych stosunkach, które nie przynoszą
żadnych materialnych korzyści. Miękkie formy prostytucji, czyli taka dodatkowa
praca zarobkowa, są bardzo rozpowszechnione i uważane raczej za prestiżowe
anieli za niemoralne. „Zapłata” jest często nietypowa: ma formę stanowiska,
samochodu, ubrań, wakacyjnych podróży czy spłat kredytów.” S. 180
„Im silniejsza presja, tym lepszy polityczny żart. I tak na
przykład atakowany jest minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow: „ Szef
MSZ w kategorycznej formie wyjaśnił, że Rosja z powodu obrony swojej godności
gotowa jest natychmiast wkroczyć zbrojnie do każdego sąsiadującego z nią kraju,
który ośmiela się rozpowszechniać cyniczne kłamstwa, że Rosja jest gotowa
wkroczyć zbrojnie do każdego sąsiadującego z nią kraju”. Piękniej absurdów
moskiewskiej polityki propagandy wojennej nie da się ująć.” S. 192
I wiele, wiele innych! :D