Droga

A droga wiedzie w przód i w przód/ Choć zaczęła się tuż za progiem –/ I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę...
Skorymi stopy za nią w ślad –/ Aż w szerszą się rozpłynie drogę,/ Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? – rzec nie mogę.
J.R.R. Tolkien

wtorek, 6 sierpnia 2013

Ruski ekstrem do kwadratu



Kilka tygodni poza Rosją, gdy w ręce wpada mi Ruski ekstrem do kwadratu. Co zostało z mojej miłości do Moskwy. Moskwę Boris Reitschuster przedstawia nie tylko jako miasto, ale także jako centrum dowodzenia wszechświatem… rosyjskiej rzeczywistości. Jeszcze nie spędziłam 15 lat w Rosji. Miałam natomiast styczność z wieloma z opisywanych realiów. Czytając Ruski ekstrem często śmieję się do rozpuku, chociaż, gdy ja byłam bohaterką danego wydarzenia w rzeczywistości nie zawsze było mi do śmiechu. Niektórym może wydać się, że Pan Boris wyolbrzymia. Niewątpliwie, jako korespondent, posiada talent pisarski. Kto zatrzymał się jednak w tym bezkresnym kraju na ciut dłużej, wie, że nie jest to aż taka znowu przesada.
Poniżej przytaczam kilka fragmentów z książki. Na zachętę! Kto nie lubi nudy – zapraszam do Rosji!

„Zasyczało i drzwi zamykają się z trzaskiem. Uff, przycięło tylko płaszcz, a żadnych części ciała. Oddycham – żadna to przyjemność dla moich sąsiadów, których twarze oddalone są od mojej o całych dziesięć centymetrów. „Dzięki Bogu, umyłem zęby” – przelatuje mi przez głowę. Nos podpowiada mi, że nie wszyscy pasażerowie mogą powiedzieć to samo o sobie.” S. 65

„Składając zamówienie, bez większego zastanowienia podałem adres mieszkania, do którego świeżo się wprowadziłem – Krutizkij Wal, dom numer 3, budynek numer 2. Biedny dostawca nie miał żadnych szans: nie tylko dlatego, że budynek ten wcale nie stoi przy ulicy Krutizkij Wal, ale jeszcze gorzej – z tej ulicy w ogóle nie można do niego dotrzeć, a w każdym razie nie samochodem. Sęk tkwił w tym niepozornym sformułowaniu „budynek numer 2”. Sugerowało ono, że chodzi o dom stojący w drugim rzędzie za budynkiem głównym, który zgodnie z zasadami logiki powinien mieć wypisany numer 1, ale nie miał. Możliwe, że wszystkim wydawało się to oczywiste.
Czytelnik powie: ależ to pogmatwane. Z ręką na sercu czy raczej na papierze – gdy się o tym czyta, jest to mniej pogmatwane niż wtedy, kiedy stoi się nie wiadomo gdzie, bez urządzenia nawigacyjnego. W moim przypadku w szeregu stało siedem budynków, trzy z numerami  obok siebie – między innymi budynek nr 3, budynek nr 3C i budynek nr 2. Między moim domem przy Krutizkij Wal 3, budynek numer 2 a budynkiem głównym – czyi Krutizkij Wal 3, budynek numer 1 – z niewyjaśnionych przyczyn stał jeszcze dom z adresem Simonowskij Wal 3. Trzeba chyba odbyć cztery semestry geografii na Uniwersytecie Moskiewskim, żeby nie stracić tu orientacji.
Po kilku gorzkich doświadczeniach, składając każde zaproszenie albo zapraszając do siebie przyjaciół, zacząłem udzielać dodatkowych instrukcji. Po podaniu oficjalnego adresu natychmiast dorzucam: „Przez podaną w adresie ulicę nie da się dojść do mojego domu. Należy wjechać w ulicę Dubrowki i udać się pod dom numer 1. Stojący naprzeciw niego budynek to jest mój dom i właściwie powinienem mieć adres Dubrowki 1/2. Ale proszę mnie nie pytać, dlaczego tak nie jest.”
(…) Pociechę znalazłem u towarzyszy niedoli, którym wiodło się jeszcze gorzej. W internecie jakiś moskwianin skarży się, że na ulicy Akademik-Jangel na południu stolicy jest 15 różnych budynków i domów, które mają tylko jeden numer – 14. Dziennikarka Jekaterina Lebiediewa w „Komsomolskoj Prawdie” opisuje, jak w dzielnicy Ismajlowo po prostu zwariowała podczas poszukiwania domu numer 12 przy ulicy Parkowej 15. Znalazła wprawdzie domy z numerami 8, 10, 16, i 18, ale 12 i 14 jakby zapadły się pod ziemię. „Numer 12 w rzeczywistości ma numer 119” wyznał jej jeden z mieszkańców. (…) To chyba z powodu mojego niemieckiego ograniczenia na początku pobytu w Rosji bardzo denerwował mnie ten system adresowy. Nawet więcej – byłem na tyle złośliwy, że za tym trzymaniem się tajemnic węszyłem strach przed szpiegami pochodzący z błogich sowieckich czasów. Skoro rodzimy Rosjanin nie potrafi odnaleźć właściwej drogi, to co miałby tu począć agent amerykański? (…) Krótkowzrocznie nie zauważyłem, że ten zamęt z adresami stanowi wynik wzrostu gospodarczego Rosji, na który możemy spoglądać z zazdrością.” S. 71-73

„W biały dzień wyrzutnia wtoczyła się lekkim na ciągle niewyasfaltowaną wiejską drogę. (…) … żołnierz prowadzący pojazd zatrzymał się naprzeciwko sklepu.
- Wszedł, kupił jedzenie i dwie butelki wódki, przy czym już był pijany – relacjonuje sprzedawczyni Jelena Kulakowa, a jej przyjazna twarz nadal pozostaje sina z potwornego przerażenia, podobnie jak u kierowcy wyrzutni sławnej Armii Czerwonej po intensywnym spożyciu narodowego trunku, który niegdyś w czasach wojennych rozdawano po sto gramów na głowę dla dodania waleczności.
Ojczyzna może spać spokojnie, bo tego typu sceny da się obejrzeć tylko w internecie, na stronie opozycyjnej stacji RTVi, do której w samej Rosji ma dostęp tylko niewielki ułamek jej mieszkańców. Aby wzmocnić do głębi antyrosyjskie nastawienie swojej telewizji, ci antypatrioci pokazują dodatkowo film nagrany telefonem komórkowym. Można na nim zobaczyć, jak mężczyzna w mundurze polowym z dużym trudem i butelką w dłoni podejmuje rozpaczliwe próby wdrapania się do kabiny czołgu. Zgoda, film dokumentuje jednoznacznie trudną walkę z siłą ciążenia. A przedmiot przypomina kształtem butelkę wódki. Ale może żołnierz ten cierpiał po prostu na ogólne wyczerpanie po całym dniu ciężkich manewrów? A rzekoma butelka wódki – może była wypełniona sokiem?
Następnie na filmie widać, a przede wszystkim słychać, jak wyrzutnia zderza się z częścią okolicznych zabudowań, a żeńskie głosy piszczą w niebogłosy, niekoniecznie z radosnego podniecenia. Można podejrzewać, że to mieszkańcy wsi, których niemożliwa ciekawość przypomina cechującą paparrazich żądzę filmowania, za sprawą swych nieopanowanych pisków, wyprowadzili kierowcę z równowagi, tak że przy skręcaniu kilkudziesięciotonowym pojazdem delikatnie staranował dom, a potem jeszcze zaczepił trochę o sklep spożywczy.” S. 150-151

„(…) mój hotel (…)  Szorstki urok personelu (cynicy powiedzieliby, że personel jest nieprzyjazny). Obsługa subtelna i dyskretna (gdyby doszukiwać się cech niekorzystnych, można by powiedzieć, że zauważa gościa najwcześniej wtedy, gdy ten właśnie decyduje się wyjść). Ponadto nie narzuca się ze swoim pośpiechem i nie szczędzi dłuższych przerw, kiedy na przykład po zjedzonym deserze gość czeka na rachunek. Źli ludzie interpretują to zachowanie jako ospałe.” S. 152

„W kuchni wzbudza strach każdej pani domu, w sałatce jest koszmarem każdego gościa restauracji, a w hotelu nieszczególnie przyczynia się do spokojnie przespanej nocy: ordynarny karaluch, w przeciwieństwie do psa lub kota, niekoniecznie należy do najbliższych przyjaciół Homo sapiens. A jednak zdaje się, że nie tylko czworonogi jak w dawnym ZSRR są wszechobecne, również sześcionogi wchodzą w skład stałego inwentarza w wielu miejscach między Władywostokiem a Kaliningradem.” S. 155

„Według aktualnej ankiety dziennika „Ogoniok” sześćdziesiąt procent Rosjanek nie widzi sensu w intymnych stosunkach, które nie przynoszą żadnych materialnych korzyści. Miękkie formy prostytucji, czyli taka dodatkowa praca zarobkowa, są bardzo rozpowszechnione i uważane raczej za prestiżowe anieli za niemoralne. „Zapłata” jest często nietypowa: ma formę stanowiska, samochodu, ubrań, wakacyjnych podróży czy spłat kredytów.” S. 180

„Im silniejsza presja, tym lepszy polityczny żart. I tak na przykład atakowany jest minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow: „ Szef MSZ w kategorycznej formie wyjaśnił, że Rosja z powodu obrony swojej godności gotowa jest natychmiast wkroczyć zbrojnie do każdego sąsiadującego z nią kraju, który ośmiela się rozpowszechniać cyniczne kłamstwa, że Rosja jest gotowa wkroczyć zbrojnie do każdego sąsiadującego z nią kraju”. Piękniej absurdów moskiewskiej polityki propagandy wojennej nie da się ująć.” S. 192


I wiele, wiele innych! :D